Autor:
Uwierz w najlepsze intencje
Konferencja na podstawie książki Shaunti Feldhahn pt. „Tajemnice bardzo szczęśliwych małżeństw”
W każdym małżeństwie małżonkowie ranią się wzajemnie. Nie ma takiego związku, w którym przynajmniej od czasu do czasu małżonkowie nie zadawaliby sobie bólu. Nawet najszczęśliwszym parom się to zdarza.
Jaka jest różnica w przeżywaniu zranień w małżeństwach szczęśliwych i problematycznych?
W małżeństwie z problemami małżonek, który został zraniony zakłada, że jego partner zranił go w sposób celowy, że miał złe intencje, że nie liczył się z jego uczuciami. „ Wiedział/a, że będzie mi przykro, a i tak to zrobił/a”.
W najszczęśliwszych związkach osoba zraniona (która też przecież cierpiała) zakładała, że współmałżonek nie zranił jej celowo i że mimo wszystko mu na niej zależy. „ Na pewno nie wiedział/a, że tak mnie to zaboli – inaczej by tego nie zrobił/a”. Świadomie odrzuca myśl, że partner mógłby mieć wobec niej złe intencje, stara się natomiast szukać pozytywnego wytłumaczenia jego zachowania. Takie myślenie jest niemalże podstawą funkcjonowania najszczęśliwszych związków.
Przeprowadzone przez Shaunti Feldhahn i jej męża w ciągu 10 lat sondaże na ponad 1000 małżeństwach (zarówno tych szczęśliwych jak i przeżywających kryzysy) pokazały, że w większości małżeństw małżonkom bardzo zależy na sobie nawzajem. Nawet jeśli nie wiedzą jak to okazać, nawet jeśli akurat są na siebie obrażeni, zdenerwowani, nawet jeśli przechodzą poważny kryzys, zależy im na osobie którą poślubili i pragną dla niej dobra. Potwierdza to niemal 100% małżeństw szczęśliwych i aż 97% małżeństw problematycznych.
Natomiast na pytanie: „czy nawet w najbardziej gwałtownej kłótni jesteś pewien, że partner nigdy się od ciebie nie odwróci i że mu na tobie zależy? „ – TAK odpowiedziało 96% szczęśliwych małżeństw i tylko 59% małżeństw z problemami. Ponad 40% małżonków, którzy przeżywają problemy w swoich związkach wierzy w założenia, które nie są prawdziwe, dało się oszukać fałszywemu przekonaniu, że małżonkom na nich nie zależy.
Oczywiście zdarzają się ludzie, którzy mają złe intencje (psychopaci, socjopaci), ale są to sporadyczne sytuacje. W większości jesteśmy po prostu ludźmi słabymi, niedoskonałymi i trzeba zrozumieć, że będziemy się wzajemnie ranić i będziemy się czuli zranieni. Czasem będzie to niechcący, czasem przez nieostrożność, niefrasobliwość, a czasem nawet celowo – ale to nie znaczy się nie kochamy. Jeden z mężów powiedział: „ Wszyscy, nawet najbardziej pobożni ludzie, mogą się czasem zachowywać wobec siebie potwornie – ale to nie znaczy, że się nie kochają lub nie szanują”. Pewien prawnik powiedział: „ Tak wielu rozwodów można by uniknąć, gdyby tylko ludzie uwierzyli, że ich współmałżonkowie chcą dobrze, zamiast obstawać przy tym, że chcą źle.”
Skąd wynikają takie fałszywe założenia, że nasz współmałżonek chce dla nas źle? – Stąd, że oceniamy to, co druga osoba do nas czuje albo jakie ma intencje, przez pryzmat tego, co sami czujemy w danym momencie. Czuję się zraniona – to znaczy, że on chciał mnie zranić. Kiedy tak myślę, to czuję jeszcze większy ból i zaczynam myśleć o swoim małżonku jeszcze gorzej, przypisywać mu zupełnie absurdalne motywacje i spirala się nakręca.
Myślę, że takiej między innymi sytuacji dotyczą słowa św. Pawła- „Gniewajcie się, ale nie grzeszcie, nie dawajcie miejsca diabłu”.
Zamiast miotać się w swoich zranionych uczuciach, rozpamiętywać, rozczulać się nad sobą, nakręcać spiralę negatywnych emocji wobec współmałżonka, spróbuj się zatrzymać, przerwać taki tok myślenia i poszukać wyjaśnienia bardziej pozytywnego dla swojego współmałżonka (wyjaśnienia a nie wymówki). Musi to być świadoma decyzja, by odrzucić wiarę w złe intencje małżonka i uwierzyć w dobre. Pójście za tą decyzją jest początkowo trudne. Rozum podpowiada nam, że mąż/żona nas kocha i szanuje, ale serce się z tym początkowo nie zgadza, tam tkwi świeża zadra. Dlatego nie wystarczy tylko odrzucić negatywne emocje (trudno jest nakazać emocjom żeby odeszły albo się zmieniły). Trzeba pójść dalej: usprawiedliwić małżonka, poszukać wytłumaczenia dla jego postawy, reakcji, jego słów i pójść całym sercem za tym wytłumaczeniem. Wtedy bez większego wysiłku zmienią się też nasze uczucia, emocje, rana już tak nie boli i można przerwać złą spiralę.
Kiedy świadomie zaczniemy ćwiczyć taki sposób myślenia, to zobaczymy, że z biegiem czasu wiara w dobre intencje współmałżonka będzie przychodzić nam coraz bardziej naturalnie, stanie się naszą postawą życiową. Wtedy nasze małżeństwo będzie dużo szczęśliwsze.
Pewna żona z ponad 40-letnim stażem małżeńskim powiedziała o swoim mężu, który przez większość swojego życia pracował z dziećmi, że „on zawsze spodziewał się po nich tego co najlepsze i otrzymywał to co najlepsze”. Spodziewając się po ludziach zła, pewnie zło otrzymamy. Spodziewając się tego co najlepsze, otrzymujemy najlepsze. Musimy jedynie pozwolić by to przekonanie ukształtowało naszą postawę.
Propozycja do domu:
- W najbliższym tygodniu przy każdej nadarzającej się okazji (sprzeczka, nieporozumienie itp.) będę ćwiczył postawę szukania dobrych intencji u mojego współmałżonka.
- Po tygodniu porozmawiamy z mężem/żoną o konkretnych sytuacjach, kiedy nam się to udało i jak się wtedy czuliśmy.
Temperamenty w małżeństwie
Temperament to zespół cech psychicznych charakteryzujących dynamikę emocjonalnego życia człowieka, sposób zewnętrznego wyrażania uczuć i zachowania się, wrażliwość na bodźce zewnętrzne, impulsywność, siła i trwałość reakcji emocjonalnych oraz tempo przebiegu procesów psychicznych. Ten zespół ma podłoże genetyczne, zależy od systemu nerwowego. Zespół cech może ulec zmianie pod wpływem przemian fizjologicznych, pod wpływem doświadczenia życiowego, wychowania, uczenia się, pracy nad sobą, otoczenia, w którym się żyje i pracuje. Wtedy mówimy o charakterze.
Pierwotne cechy osobowości dominują zazwyczaj przez całe życie człowieka i mają wpływ na jego zachowanie i działanie, te cechy nie podlegają ocenie moralnej. Ocenie podlega to, co z nimi zrobimy, jak je wykorzystamy. To, co różnicuje różne temperamenty to: emocjonalność, prymalność i sekundalność, aktywność i nieaktywność, wojowniczość i ugodowość, wąskość i szerokość, towarzyskość i separatywność.
CECHY TEMPERAMENTU
EMOCJONALNOŚĆ – przejawia się szybszym lub wolniejszym pojawianiem się i wygaszaniem uczuć, tendencją do wzruszania się lub jej brakiem
PRYMALNOŚĆ I SEKUNDALNOŚĆ – nazywa się je oddźwiękowością, czyli szybkością reagowania na bodziec. Reakcje prymarne przejawiają się np. łatwą zdolnością przebaczania, umiejętność poradzenia sobie od razu w trudnej sytuacji, błyskotliwa odpowiedź na kłopotliwe pytanie. Osoby sekundalne potrzebują długiego czasu na przebaczenie (mimo decyzji przebaczenia, podjętej wolą i rozumem człowiek sekundalny ma skłonność do wracania myślami do doznanej przykrości), dłuższego zastanowienia się nad odpowiedzią, decyzją („refleks szachisty”).
AKTYWNOŚĆ I NIEAKTYWNOŚĆ – człowiek aktywny zabiera się do pracy chętnie i energicznie, praca i działanie mają dla niego wartość, wykonuje swoje prace nawet wtedy, gdy ich nie lubi, intensyfikuje działania w obliczu przeszkód, po wykonaniu pracy szybko odzyskuje siły i może podjąć następną. Człowiek nieaktywny także może wiele dokonać, ale trudno mu się zabrać do pracy, potrzebuje więcej czasu na podjęcie decyzji o pracy, uskarża się na nią odwleka jej podjęcie, tłumacząc to często potrzeba czynności przygotowawczych. Ponadto potrzebuje dużo czasu na wypoczynek.
WOJOWNICZOŚĆ I UGODOWOŚĆ – wojowniczość jest cechą ludzi ambitnych. Wojowniczy uparcie dąży do celu, nieraz wybucha gniewem, zdolny do dyskusji, ale często szuka wad i słabych stron nawet u przyjaciół, przejawia niechęć do kompromisów i ustępstw, wykazuje chęć współzawodnictwa i walki konkurencyjnej, często mówi „nie”. Ugodowy natomiast dąży do zgody za wszelką cenę, dąży do kompromisów jest skłonny do negocjacji, podejmuje walkę w razie potrzeby, ale czyni to niechętnie, szuka tego, co łączy ludzi a nie tego co dzieli. Lubi podobać się innym.
WĄSKOŚĆ I SZEROKOŚĆ – wąskie pole świadomości przejawia się sympatyzowaniem z pojedynczymi osobami, sztywnością poglądów, ścisłością i dokładnością w szczegółach. Osoby szerokie darzą sympatię grupę. Nie przywiązują wagi do szczegółów, mają swobodę w działaniu, elastyczność poglądów.
TOWARZYSKOŚĆ I SEPARATYWNOŚĆ – obie cechy zwane są kontaktowością. Ludzie separatywni lubią samotne wędrówki, towarzyscy wolą spędzać czas w grupach. Towarzyscy lubią składać wizyty, separatywni preferują czytanie książek, siedzenie w domu. Ci pierwsi wolą pracować zespołowo, ci drudzy – indywidualnie.
Typy temperamentu/osobowości
Ruchliwy (emocjonalny, nieaktywny i prymalny) szuka chętnie coraz to nowych wrażeń, szczególnie estetycznych. Jest uczynny, ma dużo planów, trudno mu je zrealizować, nie jest wytrwały- „słomiany ogień” Często działa zrywami, kiedy jest emocjonalnie zaangażowany w pracę. Trzeb mu zapewnić możliwość wypoczynku, towarzyszyć w rozrywkach. Ma skłonność do drobnych kłamstw. Łatwo wychodzi z sytuacji konfliktowych, nie trzyma w sobie urazów. Przykłady to św. Franciszek z Asyżu, Fryderyk Chopin.
Sentymentalny (emocjonalny, nieaktywny i sekundalny) ambitny, często prowadzi głębokie życie wewnętrzne, nieraz potrzebuje dużo samotności. Podatny na urazy, trzeba się przy nim liczyć ze słowami, potrafi długo przeżywać każde słowo udając obojętność, trudno mu wybaczyć. Jest prawdomówny. Ma skłonność do nadmiernego przywiązywania się do swoich rzeczy. Potrzebuje dużo delikatności, ale i sam jest delikatny w kontaktach z ludźmi, wrażliwy na ich potrzeby. Sam potrzebuje oparcia w przeżywanych nieraz depresjach. Jego wielką wartością jest zdolność do opiekowania się innymi, potrafi okazać współczucie, rozumie innych ludzi. Warto wzmacniać jego wiarę we własne siły, bo często mu jej brakuje. Przykłady to Jan Ewangelista, św. Jan Vianney.
Choleryk (emocjonalny, aktywny i prymalny) porywczy, pogodny, optymistyczny, ceni przyjaźń, jest spragniony serdeczności. Jego wartością jest działanie, ale często nie jest on ukierunkowane. Czasem nadmiernie wierzy we własne siły. Odczuwa potrzeby innych, ma predyspozycje do pracy charytatywnej, uważa, ze wszystko da się załatwić, tylko do sprawy trzeba odpowiednio podejść. Lubi nowości, jest urodzonym reformatorem, ale często nie wykańcza pomysłów. Łatwo się zniechęca, a przyczyn zniechęcenia dopatruje się w zachowaniu innych. Nie lubi częstych zmian w domu. Po wybuchu gniewu, złości potrafi szybko nawiązać kontakt, łatwo wybacza innym i dość łatwo sam przeprasza. Łatwo się wyczerpuje i wpada w stan melancholii. Szuka stałego kontaktu z Bogiem. Przykładem jest św. Piotr.
Pasjonat (emocjonalny, aktywny i sekundalny) – to człowiek zdecydowany, ambitny, władczy i wytrwały, uparty w dążeniu do celu. Jego plany są rzeczowe, przemyślane, realizuje je konsekwentnie. Największą wartością dla niego jest zadanie jakie ma wykonać. Niebezpieczeństwem jest to, że równie silnie potrafi kochać i nienawidzić. Dystansuje się od ludzi, którzy wydają się mało wartościowi. Zagrożeniem jest pycha. Nie lubi okazywać uczuć, ale jest przewiązany do osób, które kocha. Lubi „swój porządek”, nie należy ruszać jego rzeczy. Małżeństwo z nim jest równie ciekawe, co trudne- jego współmałżonek powinien dążyć z nim do sojuszu, a nie wojny, natomiast sam pasjonat powinien zrozumieć, że ktoś drugi, o innym temperamencie nie nadąża za jego ideami i pomysłami. Odczuwa silna odpowiedzialność przed Bogiem. Przykład św. Augustyna, św. Jan Bosco, św. Paweł Apostoł.
Systematyczny – flegmatyk (nieemocjonalny, aktywny i sekundalny)- zrównoważony, obiektywny, prawdomówny. Chce dużo wiedzieć, wyjaśnić różne kwestie do końca, nie znosi pośpiechu. Wypełnia swoje obowiązki bardzo sumiennie, ale gdy nie widzi nic do roboty, to nie szuka nowych zajęć. Obowiązkowy, cierpliwy, uczciwy. Można mu z zaufaniem powierzyć gospodarowanie pieniędzmi, ale prośby czy polecenia powinny być szczególnie dobrze umotywowane. Ma duże poczucie humoru. Niebezpieczeństwem jest skłonność do formalizmu i pedanterii a także sceptycyzm. Osobom o innych temperamentach może się wydawać niepraktyczny, niezręczny. Wiara jego zdaniem ma konsekwencje w spokojnym wyjaśnianiu woli Bożej. Do poznania Boga dochodzi przez poznanie intelektualne. Można przy nim odpocząć bo się nie śpieszy. W domu powinien mieć stały zakres obowiązków. Przykład – św. Tomasz More.
Realista (nieemocjonalny, aktywny, prymalny) – chłodny, opanowany, swoje reakcje kieruje na zewnątrz – typowy ekstrawertyk. Uprzejmy, ale potrafi być ironiczny i złośliwy. Lubi życie towarzyskie, jest zwykle zadowolony z siebie. Ma skłonność do nadmiernych i długich dyskusji. Jego argumenty są proste- uważa, że coś warto robić, albo nie. Solidny w pracy. Usposobienie ma pogodne, żartobliwe, wrażliwy na estetykę. Punktem oparcia więzi z nim jest ciekawość świata i zmysł praktyczny. Ma skłonność do lekceważenia osób sentymentalnych. Po konflikcie łatwo dąży do zgody. Zagrożeniem dla niego jest chęć nadmiernego zwracania na siebie uwagi a także wyrachowanie. Realistą był św. Bernardyn ze Sieny i Albert Einstein.
Pogodny (nieemocjonalny, nieaktywny i prymalny) ma dużą zdolność adaptacji w różnych sytuacjach, cierpliwy, posłuszny, nieskory do gniewu, dąży do zgody. Zagrożeniem jest lenistwo. Ma skłonność do odkładania obowiązków na później. Niejednokrotnie stawia bierny opór wobec nakładanych na niego zajęć. Ma skłonność do drobnych kłamstw. Ceni sobie wygodę, potrzebuje dużo czasu na wypoczynek i sen. Warto ożywiać jego zainteresowania, jeśli takowe wykazuje. Zasadniczym kierunkiem rozwoju jego osobowości jest pomaganie bliźnim. Przykład to św. Benedykt Labre.
Spokojny (nieemocjonalny, nieaktywny i sekundalny) ma dużo wewnętrznego pokoju, dystansu do świata. Bardzo zrównoważony, obowiązkowy, rzetelny. Często interesuje się naukami ścisłymi. Jest zamknięty w sobie, robi wrażenie skrytego, ponurego i milczącego. Bardzo ceni sobie spokój i wierność wyznawany zasadom. Nie lubi nowości. Warto okazywać mu dużo serdeczności i życzliwość. Przykładem była św. Bernardetta Soubirous. Ludzie pogodni i spokojni są w szczególny sposób powołani do pielęgnowania i kontemplowania miłości Boga do nich, wykonywania cichej i trudnej pracy pomocniczej. Przykazanie miłości Boga i bliźniego może im w sposób szczególny pomóc przezwyciężyć ze skłonności.
W małżeństwie dwóch pasjonatów o cechach wojowniczych może dojść do walki konkurencyjnej w sprawach związanych z karierą zawodową, czy innych, jednakże ich upór i konsekwencja działania może pokonać wiele trudności. Małżonkom nie emocjonalnym, prymalnym i ugodowym łatwej wybaczać sobie urazy niż emocjonalny, sekundalnym i wojowniczym. Prymalni podejmują działania szybciej, nieraz bez głębszego zastanowienia. Sekundalni robią to z większym namysłem i dystansem, potrzebują na to więcej czasu, niekiedy trudno im podjąć decyzję. Warto zrozumieć czasem, że osoby nieaktywne i sekundalne potrzebują więcej czasu na odpoczynek (np. czytanie gazety). W małżeństwach, w których jedno jest towarzyskie a drugie separatywne może dochodzić do konfliktów na tle składania i przyjmowania wizyt. Ludziom nie emocjonalnym i sekundalnym trudniej jest wyrazić miłość, o co mogą mieć do nich pretensje małżonkowie emocjonalni i prymalni. W przypadku konfliktu osoby kontaktowe i aktywne bardziej szukają pomocy na zewnątrz niż separatywne i nieaktywne
Miłość do Boga i bliźniego polega na rozpoznaniu i zaakceptowaniu w sobie swojej osobowości z wszystkimi jej szansami i zagrożeniami. Naszą osobowość trzeba kształtować rozumem i wolą, tzw. pracą nad sobą. Warto budować swoje życie, rozwijać je w oparciu o te cechy osobowości, które są nam dane jako szansa życiowa przez taki a nie inny typ temperamentu, wykorzystywać ich zalety, a równocześnie pracować nad zagrożeniami- złymi skłonnościami, którym ten typ temperamentu ulega.
Nikt nie może usprawiedliwiać takim czy innym temperamentem swoich wad i błędów. Jedne cechy temperamentu mogą ułatwiać porozumienie w małżeństwie a inne utrudniać, ale twierdzenie o niedobraniu w małżeństwie na skutek różnic cech osobowości jest mitem. Temperament jest darem od Boga – nie ma lepszego ani gorszego i z każdym można się dogadać, wymaga to mniejszego albo większego wysiłku. Jak mówił Jan Paweł II małżonkowie są sobie dani, ale i zadani. Potrzebna jest wzajemna wrażliwość, akceptacja, uznanie autonomii, umiejętność wypracowywania kompromisów, a nie podporządkowywanie drugiej osoby. Każdy temperament jest pierwotnie dobry, ocenie moralnej podlegają zachowania i reakcje rozwijane na określonych cechach temperamentu, zależne od rozumu i woli
Rozpoznanie temperamentu swojego, współmałżonka, dzieci, ma ogromne znaczenie w procesie wychowawczym. Dzieci mają inne predyspozycje psychiczne niż rodzice, inaczej reagują. Rodzice nie powinni wychowywać dzieci na wzór swojej osobowości, ale dostosować wymagania do temperamentu dziecka. Pierwotne cechy osobowości modyfikują się pod wpływem: środowiska, dojrzewania emocjonalnego, aktualnej kondycji psychofizycznej, pracy nad sobą, doświadczeń życiowych, kontaktów społecznych.
Wiedza o temperamentach może pomóc w rozwijaniu wrażliwości na współmałżonka, nie osądzaniu go, ale sprzyjaniu rozwijania takiej formy miłości do jakiej został powołany.
- Jakie cechy temperamentu widzę u siebie i współmałżonka?
- Co z nich jest szansą a co zagrożeniem dla naszego małżeństwa?
Opracowanie: Agata i Mariusz Ciołkiewiczowie na podst. publikacji Jerzego Grzybowskiego „Małżeńskie temperamenty”, Kraków 2011.
Jak żyć ze wspólnotą?
- Nie żyjemy we wspólnocie, ani dla wspólnoty, lecz ze wspólnotą. (Florencio Segura SJ napisał o wspólnocie zakonnej). To stwierdzenie można odnieść do każdego typu wspólnoty: małżeńskiej, rodzinnej, przyjaciół…
- nie żyjemy we wspólnocie, tzn. nie mamy wszystkiego wspólnego (jak pierwsi chrześcijanie), czyli wspólnota nie jest jedyną przestrzenią naszego życia, miejscem pracy, wypoczynku, ale miejscem, które ułatwia wypełnianie określonych zadań i obowiązków,
- nie żyjemy też dla wspólnoty, która jest celem samym w sobie i nie jesteśmy zobowiązani, aby jej się podporządkowywać,
- żyjemy natomiast ze wspólnotą, która pomaga nam rozwijać się, dojrzewać, realizować siebie i swoją życiową misję.
- Wspólnota ma wymiar dynamiczny a nie statyczny, rozwija się, podobnie jak rozwijają się osoby, które ją tworzą. Jest to:
- wzrastanie w przyjaźni, serdeczności, miłości,
- wymaga przezwyciężania indywidualizmu i zamknięcia w sobie,
- wymaga bliskości, która tworzy się poprzez zdrowe więzi międzyosobowe.
- Różnorodność osób we wspólnocie tworzy, stanowi bogactwo duchowe.
- wspólnotę tworzą osoby, które różnią się charakterem, pochodzeniem, zdolnościami, poglądami, pragnieniami czy potrzebami. Takie zróżnicowane, choć jest bogactwem, ale może prowadzić, niezdrowego współzawodnictwa, zranień, a nawet do agresji,
- w prawdziwych relacjach musi być jednak zgoda na inność, wyrozumiałość, wzajemna akceptacja. Jeśli tego zabraknie, tolerujemy wówczas tylko osoby sympatyczne, miłe, akceptujące nas, nadające na tych samych falach. Powstają elitarne podgrupy, … sekciarstwo.
- Nie ma wspólnot bezkonfliktowych. W każdych relacjach wcześniej czy później pojawią się kryzysy i nieporozumienia (przygotujmy się na to! Nie przerażajmy! Nie uciekajmy!). Wspólnota pozwala rozwiązywać konflikty i uzdrawiać nas, relacje. Dlatego można powiedzieć, że wspólnota jest miejscem przebaczania i pojednania i świętowania, a przez to duchowego wzrostu.
- Jedność. Wymaga zachowania równowagi pomiędzy zaangażowaniem zewnętrznym apostolskim, zaangażowaniem wewnętrznym, czyli budowaniem zdrowych relacji wewnątrzwspólnotowych.
- Św. Łukasz, charakteryzując starożytne wspólnoty chrześcijańskie, napisał: Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących (Dz 4, 32).
- Jedność ta polegała na zogniskowaniu wokół Jezusa Zmartwychwstałego oraz wspólnego celu: głoszenia z miłością Dobrej Nowiny. Nie oznaczała jednak jednorodności.
- Osoby trudniejsze. Wspólnota rozwija się owocniej, gdy są w niej osoby trudniejsze.
- W naszej wspólnocie zakonnej w Czechowicach-Dziedzicach mieszkał 95-letni kapłan, który cierpiał na demencję, wiele rzeczy zapominał, nie radził sobie z podstawowymi funkcjami życiowymi. Czasami denerwowaliśmy się i traciliśmy cierpliwość, zwłaszcza gdy miał trudniejsze dni. Ale mieliśmy świadomość, że ta choroba była dla nas. Przez nią uczyliśmy się cierpliwości, pomocy, służby, miłosierdzia, miłości…
- Obecność osób starszych, a także trudnych, depresyjnych, niezgodnych jest potrzebna. Pozwala uwalniać się od egoizmu, uczy bezinteresownego dawania. Trudne osoby we wspólnocie są elementem jej wzrostu.
- Miłość. Jest istotą życia wspólnotowego i więzi osób. Ale to pozostawmy na następną formację wspólnotową.
Opracowanie: Adam Edward Szczepanowski
Źródła: 1. Biblia tysiąclecia, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań 2003.
- Zdrowa wspólnota, Centrum formacji Wieczernik, Magdalenka 2000.
- Jak budować wspólnotę i jak w niej wzrastać?, Centrum formacji Wieczernik, Magdalenka 2000.
- Życie we wspólnocie, O. St. Biel SJ, http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art, 704,zycie-we-wspolnocie.html
Zakochanie a miłość małżeńska, czyli co robić, gdy nie ma już chemii?
Wszyscy znamy całe mnóstwo bajek, filmów, komedii romantycznych, w których po różnych trudnościach miłość ostatecznie zwyciężyła, połączyła dwoje ludzi, a potem żyli długo i szczęśliwie. Kiedy składamy przysięgę małżeńską, obiecujemy miłość wierność i uczciwość oraz że wytrwamy razem póki na śmierć nie rozłączy. Co dzieje się potem? Bajki kończą się na tym pięknym momencie, a mało która komedia romantyczna ma swój ciąg dalszy. Zwykle zaczyna się proza życia i okazuje się po pewnym czasie, że współmałżonek nie jest taki idealny, zaczynamy dostrzegać jego wady, pojawiają się problemy o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia, a wzajemne uczucia nie są już tak pozytywne i gorące. Część osób stwierdza, że to koniec miłości, nic nas już nie łączy, jesteśmy coraz dalej od siebie, najlepsze już za nami, nic dobrego już nas razem nie spotka. Pozostaje trudny wybór, albo dalej się tak męczyć, albo znaleźć miłość gdzie indziej, rozwieść się, spróbować jeszcze raz.
Dlaczego tak się dzieje?
Kiedy zaczyna podobać się nam druga osoba, poznajemy się coraz bardziej i zwykle pojawia się zakochanie. Intensywne pozytywne uczucia stają się coraz silniejsze, przeszkadzają nam nawet w pracy i zasypianiu, myślimy i ciągle tęsknymi za drugą osoba, każda wspólnie spędzona chwila jest cenna jak złoto, nie widzimy wad a tylko same zalety, patrzymy na świat optymistycznie, nie ma dla nas nic niemożliwego, jesteśmy zdolni do wielkich poświeceń dla ukochanej osoby.
Zarówno medycyna, jak i psychologia opisują proces zakochania bardzo dokładne. Kiedy się zakochujemy w mózgu wydzielają się pewne hormony, powodujące, że zachowanie człowieka się zmienia, nieraz na zupełnie nieracjonalne (np. mężczyzna zacznie sprzątać przed przyjściem ukochanej, pisać wiersze, pójdzie do opery, a nawet na zakupy, a kobieta zacznie kibicować ulubionej drużynie mężczyzny, czy wypije z nim piwo, którego smaku nienawidzi). Najszybciej wydziela się fenyloetyloamina (PEA) zwana hormonem miłości, następnie dopamina czyli hormon szczęścia, serotonina i noradrenalina (naturalny doping). To one powodują tzw. motylki w brzuchu, przyspieszone bicie serca. Zakochani nie czują wówczas zmęczenia i mogą „góry przenosić”. Nawet krótkotrwały brak bliskiej osoby wywołuje smutek, tęsknotę a nawet depresję. Niektórzy porównują to zakochanie do choroby psychicznej.
A było tak pięknie…
Niestety stan zakochania mija. Trwa to zwykle 2-3 lata. Potem stężenie hormonów odpowiedzialnych za zakochanie zaczyna spadać, a wraz nimi powoli ulatują pozytywne uczucia. Spędzone razem chwile nie są już tak miłe, zaczynamy dostrzegać wady ukochanej osoby, drobiazgi życia codziennego zaczynają irytować (np. papier toaletowy rozwija się nie na tę stroną co trzeba, muszla klozetowa jest osikana, lustro oplute śliną, włosy w wannie, skarpetki nie chcą same wędrować do kosza, co tydzień obiadki u teściów, których szczerze nie cierpimy, żonie często wieczorem zaczyna boleć głowa… itd.). Zaczynamy patrzeć na żonę/męża bardzo krytycznie i nieraz zastanawiamy się, czy jest to ta sama osoba, z którą brałem/brałam ślub. Okazuje się, że mamy inny system wartości, inne wzorce zachowania wyniesione z domu, inne temperamenty. Coś co wcześniej w ogóle nam nie przeszkadzało, teraz staje się istotnym problemem. Dodatkowo, cały świat nie jest już tak różowy jak dotychczas, góry nie dają się przenieść. Mogą pojawić się problemy finansowe, mieszkaniowe, zdrowotne. To wszystko razem sprawia, ze możemy nie być razem już tak szczęśliwi. Gdy pojawi się potomstwo, uważane za wielkie szczęście dla małżeństwa, może także zmniejszyć poczucie szczęścia z powodu nieprzespanych nocy, nowych wyzwań i trudności, i faktu że żona ma już znacznie mniej czasu i uczucia dla męża, który nieraz czuje się odstawiony na boczny tor.
Co robić?
Kiedy minie zakochanie zwykle pojawia się dylemat – co zrobić? Wydaje się, że miłość wygasła, męczy nas bycie razem, łączą już nas tylko dzieci i wspólny kredyt hipoteczny.
Dawniej zaciskało się zęby i uważało, że skoro przysięga obowiązuje do końca życia, to trzeba jakoś wytrzymać i jakoś żyć w tym niesatysfakcjonującym związku. Ostatecznie małżonkowie zgadzali zostać męczennikami i pójść do nieba. Jakby na wzór tego co przeżywali kiedyś ludzie w obozach koncentracyjnych Odskocznią, żeby być wówczas bardziej szczęśliwym, był alkohol, towarzystwo, hobby – takie, by przez całe weekendy nie być w domu, albo uciec w pracę, a z domu. uczynić tylko noclegownię.
Obecnie coraz popularniejsze jest inne rozwiązanie. Ponieważ miłość wygasła, a ja mam prawo do szczęścia i miłości, to mogę ich poszukać gdzie indziej, znaleźć nowy obiekt, który spowoduje, że znów będę unosić się nad ziemią, przenosić góry, tęsknić, pisać wiersze, kupować kwiaty… . Wiele innych kobiet wydaje się milszych i atrakcyjniejszych od mojej żony, a wielu innych mężczyzn bardziej opiekuńczych i wyrozumiałych od mojego męża. Po co więc się męczyć? Obecnie około 50% małżeństw kończy się rozwodem. Niektóre gwiazdy mają za sobą wiele nieudanych małżeństw i rozwodów, a pomimo wielu prób znalezienia szczęścia i miłości z coraz to nową osobą, są głęboko nieszczęśliwe. Hormony związane z zakochaniem są jak narkotyk, jeśli chce się ciągle trwać w tym stanie, trzeba ciągle więcej i więcej, czyli nowej miłości (miłostek) i uczuć, a i tak w końcu pozostaje ogromny niezaspokojony głód. Osoby który są w drugim, trzecim i kolejnych związkach, często doświadczają, że kiedy zakochanie mija, nowa osoba nie jest wcale taka idealna, miłość wygasła i znowu brak szczęścia, a niektórzy dochodzą do smutnej konkluzji, że w porównaniu do tego co jest, to pierwsza żona nie była wcale taka zła.
Czy istnieje trzecia droga?
Nie tylko nauka Kościoła, ale zarówno psychologia, jak i medycyna wskazują, że istnieje trzecia droga. Kiedy zakochanie mija i pozytywne uczucia wygasają, brak chemii, bo poziom hormonów miłości spada, wtedy jest dopiero czas na PRAWDZIWĄ, AUTENTYCZNĄ, DOJRZAŁĄ MIŁOŚĆ małżeńską. To nie koniec a prawdziwy początek wspólnej szczęśliwej drogi. Właśnie wtedy, kiedy nie jesteśmy już niewolnikami hormonów i pozytywnych uczuć można w pełni świadomie zawalczyć o swoje małżeństwo. Jest to czas, aby podjąć decyzję by kochać tę druga osobę pomimo wszystko i podporządkować swoje działania i emocje tej decyzji. Decyzję tę pewnie trzeba będzie nieraz podejmować ciągle na nowo.
Czas, aby popatrzeć nie na to co ja mogę dostać od współmałżonka, ale co ja mogę dać, nawet wtedy kiedy mi się nie chce, kiedy trudno to zrobić, kiedy uważam że współmałżonek na to nie zasługuje. Chcę jego/jej dobra nie dlatego że spełnia moje potrzeby, oczekiwania i że mam pozytywne emocje, ale dlatego, że taka jest moja decyzja. To jest prawdziwa dojrzała miłość, podobna do miłości jaka obdarzył nas Bóg, miłość, która patrzy się na to, co mogę otrzymać, ale co mogę dać z siebie. Bo więcej szczęścia jest w dawaniu niż braniu. Taka miłość ma też moc przemienić drugą osobę, bardziej niż gderanie, szantaż, manipulacja czy groźba rozwodu. Naszą decyzją może być to, że nie koncentrujemy się na drobnych negatywnych szczegółach i zachowaniach drugiej połówki. Możemy postarać się zauważać (czasem to strasznie trudne) dobre cechy i dziękować za dobre nawet drobne rzeczy (choćby ich trzeba z lupą szukać). Zawsze można wybrać wspólną kolację i rozmowę jak minął dzień, zamiast piwa i filmu akcji (no – meczu może szkoda), czy pączków i komedii romantycznej. Jako odtrutkę dla panującej mody na szybki rozwód gdy nie jest już fajnie, warto znaleźć małżeństwa, które trwają, które są przykładem jak walczyć o miłość, jedność i szczęście, nawet wtedy gdy pozytywne uczucia wygasły.
W małżeństwie nie jesteśmy pozostawieni sami sobie, poprzez sakrament i zawarte przymierze (przymierze to coś, co obowiązuje do końca życia, nawet jeśli druga strona się wycofa, umowę natomiast można rozwiązać jednostronnie) Bóg sam zobowiązuję się nas wspierać, pomagać nam i obdarzać miłością. Wspólna modlitwa, prośba o pomoc, by On pomógł wypełnić nam wszelkie nasze braki może okazać się bardzo skuteczna. Małżeństwa, które się razem modlą i razem starają się poznawać Boga, rozwodzą się bardzo rzadko (statystycznie <1%).
Jeśli uda się zawalczyć o małżeństwo, gdy nie jest już tak miło i przyjemnie i przygniata nas rzeczywistość, to nawet medycyna potwierdza, że osiągnięcie długotrwałego poczucia szczęścia jest możliwe. Jeśli zdecydujemy się po wygaśnięciu zakochania, kochać, szanować i dbać o dobro drugiej osoby, zaczynają wytwarzać się endorfiny (pomagają w tym drobne gesty, przebywanie razem, dotyk, pocałunek, wzajemne zrozumienie). Intymność, dotyk, przytulenie, głaskanie wytwarza oksytocynę (zwaną hormonem wierności), które pogłębia więzi i sprawia, że panowie nie oglądają się za innymi kobietami. U mężczyzn inny hormon – wazopresyna, razem z testosteronem daje poczucie stabilności związku, wzajemnej zależności. Jeśli zdecydujemy się kochać i dbać o dobro drugiej połówki, istnieje szansa na pozytywne relacje i poczucie szczęścia i miłości a hormony mogą być wydzielane przez długie lata aż do starości. Nawet fizjologia, wskazuje, że można w miłości się razem szczęśliwie zestarzeć w małżeństwie, szczególnie z pomocą Tego, który jest Dawcą miłości i jest najbardziej zainteresowany małżeńskim szczęściem:
Zasadzeni w domu Pańskim rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga. Wydadzą owoc nawet i w starości, pełni soków i zawsze żywotni (Ps 92, 14, 15).
Ciąg dalszy nastąpi…
Drobne gesty mają ogromne znaczenie
Każdy z nas doświadczył pewnie niejednokrotnie tego, że drobiazgi potrafią wyprowadzić z równowagi (np. rzucone byle gdzie koszule czy skarpety, okruchy pod stołem, długie gadanie przez telefon z koleżanką, notoryczne spóźnianie się, czy zbyt długie zajmowanie łazienki). Tego typu sytuacje powtarzające się wielokrotnie pomimo próśb ze strony współmałżonka potrafią uprzykrzyć życie i sprawić , że poczujemy się dla niego nieważni. Może nawet w podświadomości rodzić się przekonanie: „Ja ją/jego proszę a on/ona ma to w nosie – czyli mnie nie kocha”. Takie drobiazgi mogą sprawić, że poczujemy się w związku źle.
Na szczęście również drobiazgi potrafią nas uszczęśliwić. Rozmowy ze szczęśliwymi małżonkami wykazały, że wykonywali oni pewne drobne gesty, dzięki którym ich współmałżonkowie głęboko odczuwali, że są dla nich ważni. Przeprowadzone ankiety wyłoniły 2 kategorie drobnych gestów (pozytywnych):
- Gesty uniwersalne- które mają duże znaczenie dla niemal każdego mężczyzny i każdej kobiety. Z ankiet wyodrębniono pięć najczęściej powtarzających się gestów i autorka książki nazwała je „wielką piątką”.
- Gesty, które są ważne dla konkretnego małżeństwa, chociaż dla innych nie mają większego znaczenia.
I. Gesty uniwersalne
„Wielka Piątka” dla niego
Żona powinna:
- Dostrzegać, że mąż się stara i szczerze mu za to dziękować ( np. że skosił trawnik choć był upał; że poszedł po kartofle do sklepu choć był zmęczony po pracy itp.)
Największym pragnieniem mężczyzny jest to, aby w czymś się sprawdzić oraz aby zostało to zauważone i docenione. Kiedy kobieta mówi do niego „dziękuję”, dla niego brzmi to tak – jak dla niej „kocham Cię”. Jeden z mężów tak to ujął:
Kiedy ona mówi „dziękuję” i wiem, że naprawdę tak myśli, czuję się potrzebny. Czasem, gdy nie potrafię czegoś naprawić lub zaplanować wyjątkowego wieczoru we dwoje, mam poczucie, że nie dość się postarałem. I gdy ona mówi, że naprawdę jej się podoba to, co dla niej robię, to wystarczy bym znalazł siły, aby próbować dalej. Jej zdanie liczy się dla mnie najbardziej. Kiedy mówi „dziękuję”, to bez względu na wszystko inne, co się akurat dzieje w moim życiu, ta krótka chwila wszystko dla mnie zmienia.
- Mówić : „ świetnie się spisałeś , kiedy….”
- W obecności innych osób opowiedzieć o tym jak dobrze coś zrobił.
- Okazywać mu, że go pożąda i że potrafi ją zadowolić seksualnie.
- Dawać mu do zrozumienia, że jest dzięki niemu szczęśliwa ( gdy coś dla niej zrobi docenić to np. uśmiechem, przytuleniem).
Często mężczyźni, którzy przeżywają kryzys w małżeństwie, albo których małżeństwo się rozpadło, mówią: ja tylko chcę/chciałem, żeby ona była szczęśliwa. Dla kobiety brzmi to jak frazes, puste słowa – mówi tak, bo mu się wydaje, że tak powinien powiedzieć. A tymczasem jest to szczera prawda. Mężczyzna ma silną potrzebę uszczęśliwienia swojej żony (on się w ten sposób realizuje się jako mężczyzna). Gdy ona mu wyraźnie sygnalizuje że mu się to udaje, to dla mężczyzny ma to niesłychaną moc. Mężczyzna będzie wniebowzięty, gdy ujrzy na twarzy żony szeroki uśmiech, na widok lśniącej kuchni, którą on posprzątał. I na odwrót – jeśli zamiast uśmiechu zobaczy ściągnięte brwi i po chwili ona złapie szmatkę, żeby doczyścić blat, poczuje się jakby dostał pięścią w brzuch.
„Wielka Piątka” dla niej
Mąż powinien:
- Trzymać żonę za rękę ( np. na ulicy, w kinie).
- Wysłać jej sms-a, maila itp. w ciągu dnia o tym , że o niej myśli.
- Obejmować ją w miejscach publicznych ( np. gdy spotykają znajomych w sklepie lub na spacerze, gdy są w kinie). Żona czuje się wtedy dla niego ważna, jakby przyznawał się przed znajomymi, że ta kobieta jest dla niego kimś wyjątkowym.
- Z głębi serca mówić jej : „ jesteś piękna” .
- Spróbować zwalczyć zły nastrój (gdy jest marudny albo na coś zły) zamiast zamykać się w Kiedy mężczyzna jest w złym humorze i zamyka się w sobie albo zaczyna zrzędzić – ma to ogromy wpływ na jego żonę i dzieci. W takich chwilach żona martwi się nie tylko o niego (że coś jest z nim nie w porządku), ale o ich związek (czy w naszym związku jest wszystko w porządku?). Napady złego humoru wpływają destrukcyjnie na wszystkich wokół. Nie oznacza to, że mężczyźnie nie wolno się złościć i chcieć pobyć trochę w samotności, ale o to, żeby się w tym nastroju nie zamykał na wiele godzin czy nawet dni tylko próbował z nim walczyć i ograniczać czas trwania.
II. Gesty ważne tylko dla waszego małżeństwa
Porozmawiajcie w domu na temat: jakie drobne gesty sprawiają wam przyjemność, powodują, że czujecie się ważni dla współmałżonka (może np. zaparzona kawa, buziak po przebudzeniu, zrobiona kanapka, wyręczenie w jakimś domowym obowiązku itp.) i postarajcie się wprowadzić je w życie.
Opracowanie na podst. książki Shaunti Feldhahn pt. „Tajemnice bardzo szczęśliwych małżeństw”, Kraków 2014.
Służby we wspólnocie
We Wspólnocie Małżeńskiej PETRA służymy sobie nawzajem i Kościołowi oraz światu poprzez pracę w diakoniach:
- Prowadzenie wspólnoty (liderzy: Bożenka i Adam Szczepanowscy)
- Posługa opiekuna duchowego wspólnoty – ks. Józef Kozłowski
- Grupa rozeznająca (ks. Józef Kozłowski, Bożenka i Adam Szczepanowscy, Mariusz i Agata Ciołkiewiczowie, Mirek i Krysia Dobrogowscy, Ewa i Zbyszek Trykozko) – rozeznawanie spotkań modlitewnych i drogi wspólnoty;
- Diakonia modlitwy wstawienniczej (odpowiedzialny: Mariusz i Agata Ciołkiewiczowie) – na spotkaniach w czwartki, modlitwa nad osobami;
- Diakonia modlitewna (odpowiedzialni: Ewa i Zbyszek Trykozko) – modlitwa w intencjach napływających na naszą skrzynkę mailową i sms;
- Diakonia różańcowa (odpowiedzialni: Maria i Andrzej Grochalowie) – stała modlitwa się na różańcu w intencjach kapłana, liderów i animatorów naszej wspólnoty;
- Diakonia rekolekcyjno-ewangelizacyjna (odpowiedzialni: Bożenka i Adam Szczepanowscy) – organizacja rekolekcji, spotkań i konferencji;
- Diakonia modlitwy osłonowej SOS (odpowiedzialni: Maria i Czarek Sosnowscy, Ania i Zdzisio Purtowie) – modlitwa osłonowa w intencji osób posługujących we wspólnocie;
- Diakonia liturgiczno-ministrancka (odpowiedzialni: Ela i Marian Minkiewiczowie, Ewa i Wojtek Grodzcy) – przygotowanie liturgii tj. wyznaczenie czytań, modlitwy wiernych, służba przy ołtarzu;
- Diakonia modlitewna za młode małżeństwa i rodziny (odpowiedzialni: Iza i Michał Król – modlitwa o młode małżeństwa, grupy dzielenia w naszej wspólnocie;
- Diakonia muzyczna (odpowiedzialny tymczasowo: Adam Szczepanowski, Marta Zdzitowiecka) – oprawa muzyczna spotkań i Mszy Św.;
- Diakonia medialna (odpowiedzialni: Monika i Sławek, Franek Kamiński) – zbieranie i zamieszczani informacji we wspólnocie i o wspólnocie, pisanie na komputerze, prowadzenie strony internetowej i facebookowej;
- Diakonia gospodarcza (odpowiedzialni: Ala i Franek Kamińscy) – przygotowywanie stołu i herbaty na nasze spotkania, agapy itp.;
- Diakonia rekreacyjno-organizacyjna (odpowiedzialni: Alina i Krzysztof Kowalscy) – przygotowanie i organizacja wypadów, kursów, seminariów, konferencji);
- Adopcja duchowa (odpowiedzialni: Ela i Marian Minkiewiczowie);
- Finanse (odpowiedzialni: Mirek i Krysia Dobrogowscy);
- Biblioteka (odpowiedzialni: Marta i Boguś Zdzitowieccy);
- Śpiewniki ( Marian Minkiewicz, Adam Szczepanowski).
Pierwsi Liderzy Wspólnoty 2015-2019 r.
Historia powstania
HISTORIA POWSTANIA WSPÓLNOTY MAŁŻEŃSKIEJ ODNOWY W DUCHU ŚWIĘTYM PRZY PARAFII Katedralnej w Białymstoku
Geneza powstania naszej wspólnoty sięga lutego 2015 roku. Wróciłem wówczas pewnego zimowego wieczoru poruszony słowami Papieża Franciszka, który powiedział: „trzeba robić raban w Kościele …” i „nie konserwacja ale ewangelizacja …”. Podzieliłem się tymi słowami z moją żoną Bożenką. Zaczynaliśmy się zastanawiać, co możemy zrobić? Czego potrzebuje dzisiejszy świat? Jaki aktualnie raban należy zrobić dla Pana Boga? Po krótkich rozmowach otrzymaliśmy myśl od Pana Boga: potrzeba bardziej zająć się małżeństwami, rodzinami. One potrzebują (chyba jak nigdy przedtem) pomocy, wsparcia w drodze do naszego Ojca, który jest w niebie. Aby ostać się w tym szalonym świecie, który m.in. proponuje coraz częściej rozwiązania polegające nie na naprawianiu małżeństwa tylko na wymianie współmałżonka na „lepszy model”.
Ponieważ Pan Bóg dał nam długoletnie doświadczenie prowadzenia Rekolekcji Ewangelizacyjnych Odnowy (REO) i wspaniałych owoców tych rekolekcji, które prowadzą do uzdrowienia, oddania życia Jezusowi i prowadzenia Duchowi Świętemu, dlatego Pan dał nam myśl, aby poprowadzić REO dla małżeństw. Poszliśmy za tym wezwaniem, prosząc o modlitwę tej intencji wiele osób. Modliliśmy się, aby to było Dzieło Boga, a nie nasze „dzieło” dla Boga.
Na początku nie było łatwo, ponieważ pojawiły się głosy typu: „a dlaczego tylko dla małżeństw?”, „że ograniczamy zasięg”, „limitujemy…” itd. My jednak znając specyfikę małżeństw (prowadzimy również Formację Rodzin w Odnowie i wakacyjne Rekolekcje Rodzin od kilkunastu lat) argumentowaliśmy sens przeprowadzenia Rekolekcji Ewangelizacyjnych Małżeństw (REM) coraz słabszą kondycją duchową małżeństw, problemami z nieradzeniem sobie z trudnościami, coraz częstszymi rozwodami. Kolejny ważny argument, to wezwanie Papieża Franciszka, aby robić raban w Kościele. Dziś jeszcze dodajemy przed kolejnym REM w 2017 roku, wezwanie Kościoła „Idźcie i głoście”.
Z czasem, po modlitwach i rozmowach z koordynatorami Odnowy w Duchu Świętym Archidiecezji Białostockiej udało nam się ich przekonać co do zasadności przeprowadzenia REM. Skorzystaliśmy z otwartości i życzliwości naszego Przyjaciela ks. Prof. Adama Skreczko (opiekuna duchowego Formacji Rodzin od kilkunastu lat), który został proboszczem par. Św. Maksymiliana Kolbego w Białymstoku. Rekolekcje REM zgodził się poprowadzić nasz Przyjaciel ks. Rafał Koptas. Ruszyliśmy więc z przygotowaniem ulotek, plakatów i informacją o REM w Internecie. Skompletowaliśmy zespół animatorów i zadbaliśmy o świadectwa małżeństw, które na tydzień przed rekolekcjami powiedziały na wszystkich Mszach Świętych w par. M. M. Kolbego o swoich nawróceniach, przemianach po oddaniu swego życia Jezusowi.
Idąc na pierwsze spotkanie w dn. 14 marca 2015r. zastanawialiśmy się czy przyjdą chociaż 2-3 małżeństwa. Powiedzieliśmy sobie, że nawet gdyby były tylko 2, to i tak poprowadzimy te rekolekcje. Jakież było nasze zdziwienie, gdy cały dolny kościół wypełnił się małżeństwami po brzegi. To sam Pan Bóg przyprowadził tak wiele osób. Część małżeństw (jak zwykle po pierwszym spotkaniu) „wykruszyła się”, część zaś nowych dołączyła do nas.
Rekolekcje przebiegały bardzo dynamicznie, m.in. dzięki temu, że ks. Rafał głosił katechezy w bardzo ciekawy sposób, przynosząc ze sobą czasami cały karton rekwizytów wskazujących np. na zniewolenia człowieka. Zadawał też ciekawe pytania. Całość rekolekcji była omadlana między innymi przez inne grupy modlitewne, siostry zakonne.
Owoce rekolekcji były bardzo dobre. Widać to było szczególnie na spokojnych i radosnych twarzach rekolektantów po modlitwie o uzdrowienie i oddaniu życia Jezusowi. W Bożej służbie korzystają zawsze obie strony, dlatego i cały zespół prowadzący otrzymał wiele Łask, pomimo walki duchowej, która zawsze się odbywa, gdy dzieją się Boże sprawy.
Pod koniec REM pojawiło się pytanie: co dalej? Pytały o to niektóre małżeństwa, które skończyły rekolekcje, jak też my – kadra prowadząca. Na modlitwie Pan Bóg powiedział nam, że nie możemy pozostawić tych małżeństw samym sobie. Potrzebna jest kontynuacja rozpoczętej drogi z Jezusem i dalszy wzrost duchowy we wspólnocie.
Pomimo przychylności niektórych osób na powstanie wspólnoty małżeństw, mieliśmy – jak zwykle w takich sytuacjach – opór niektórych osób. Musieliśmy więc stoczyć kolejny bój. Bój wygrany, bo byliśmy pewni, że Pan Bóg potrzebuje tej wspólnoty. Szukaliśmy lokalizacji naszych spotkań w centrum Białegostoku. Po wyrażeniu zgody przez ks. Henryka Żukowskiego – proboszcza Katedry Białostockiej, spotkaliśmy się na pierwszym spotkaniu modlitewnym z ks. Rafałem Koptasem w dn. 21.05.2015. Wkrótce naszym duchowym opiekunem został ks. Jarosław Ciuchna – obecny Koordynator Odnowy w Duchu Świętym Archidiecezji Białostockiej.
Jesteśmy pewni, że nasza Wspólnota Małżeństw przy Katedrze Białostockiej jest Dziełem Boga. Widzimy to po owocach, czyli: naszym duchowym wzroście, który wyraża się w świadectwach, radości, życzliwości, serdecznych powitań i pożegnań. Nie jesteśmy tylko grupą, ale wspólnotą bliskich sobie osób. Bardzo dbamy o formację, która odbywa się w trzech obszarach: formacji indywidualnej, małżeńsko-rodzinnej i wspólnotowej, czyli w duchu Odnowy w Duchu Świętym.
Po dwóch latach wykształciła się wspólnota ok. 15 małżeństw, które regularnie spotykają się co czwartek o godz. 19.00 w sali nr 12 (naprzeciwko wejścia do zakrystii Katedry). Oprócz spotkań modlitewnych mamy też co pewien czas adoracje Najświętszego Sakramentu, wspólne Eucharystie u Sióstr Szarytek. Integrujemy się i odpoczywamy na wspólnych zabawach tanecznych i „wypadach” np. do Przytulanki k/Moniek, gdzie chętnie przyjmują nas Ania i Zdzisio na swojej posesji. Tam biesiadujemy, pieczemy kiełbaski, śpiewamy piosenki, prowadzimy różne rozmowy, gramy mecze hokejowe i piłki nożnej no i oczywiście się modlimy.
Za prowadzenie wspólnoty odpowiedzialni są Bożenka i Adam Szczepanowscy, a ze strony Kościoła ks. Jarosław Ciuchna. Cieszymy się i dziękujemy Bogu, że możemy wzrastać przez liczne podjęte służby, które możecie poznać w jednej z zakładek na naszej stronie internetowej.
Obecnie przygotowujemy się do trzeciej edycji REM. Chwalimy Pana Boga w Jego wielkiej hojności dla nas, również przez śpiew w językach, który prowadzi sam Duch Święty. Przynosimy własne egz. Pisma Świętego, czytamy i rozważamy Słowo Boże. Dzielimy się nim z innymi. Praktykujemy też krótkie spotkania we dwoje w małżeństwie, w małych grupkach dzielenia. Śpiewamy na chwałę Pana, modlimy się za siebie nawzajem i ubogacamy się wzajemnie na różne inne sposoby. Zapraszamy i Wasze małżeństwo. Razem będzie nam łatwiej żyć w tym trudnym, czasami szalonym świecie. Zaniesiemy też Pana Boga innym, aby mieli tę miłość, pokój i radość, którymi zostaliśmy obdarowani przez Pana Boga.
Bożenka i Adam Szczepanowscy
REKOLEKCJE EWANGELIZACYJNE MAŁŻEŃSTW
REKOLEKCJE EWANGELIZACYJNE MAŁŻEŃSTW
to wyjątkowe zaproszenie dla Waszego małżeństwa
aby wzmocnić, a może odbudować Waszą miłość małżeńską
Pierwsze spotkanie odbyło się w niedzielę Miłosierdzia Bożego (23.04.2017 r.)
Można jeszcze dołączyć.
Kolejne spotkanie będzie w niedzielę 30 kwietnia.
Rozpoczynamy Eucharystią o godz. 14.30
w Dolnym Kościele pw. Ducha Świętego w Białymstoku
(ul. Sybiraków 2)